Ks. Mateusz Dziedzic jest przetrzymywany przez rebeliantów w Republice Środkowoafrykańskiej. Chcą go wymienić na swojego przywódcę, przebywającego w więzieniu w Kamerunie. Rebelianci zgodzili się, by misjonarze dostarczyli kapłanowi najbardziej niezbędne rzeczy – mówi gość audycji 'Słowo za słowo'.
Tarnowscy misjonarze mogli, za zgodą oczywiście rebeliantów, na przywiezienie księdzu Mateuszowi podstawowych rzeczy do ubrania, jakiś środków czystości. Nie mogli się z nim zobaczyć. Rebelianci obawiają się, że mogliby zostać zlokalizowani. W ogóle rebelianci znajdują się w lesie i precyzyjne ich zlokalizowanie jest prawie niemożliwe dla sił rządowych - dodaje.
Tarnowski misjonarz został porwany w nocy z 12 na 13 października w miejscowości Baboua w Republice Środkowoafrykańskiej. Uprowadzenia dokonała uzbrojona grupa rebeliantów, tzw. Ludzie Miskina.
W Ministerstwie Spraw Zagranicznych został powołany Zespół Kryzysowy, który jest w stałym kontakcie z Komisją Episkopatu Polski ds. Misji, kierowaną przez ojca Kazimierza Szymczychę. Na podstawie upoważnienia Prezes Rady Ministrów szef MSZ Grzegorz Schetyna powołał także specjalny zespół międzyresortowy, który zajmuje się sprawą. W jego skład wchodzą wszystkie powołane do tego instytucje państwowe.
O porwaniu polskiego misjonarza poinformowane zostały odpowiednie instytucje rządowe w Republice Środkowoafrykańskiej, międzynarodowe misje w tym kraju oraz Organizacja Narodów Zjednoczonych.
eb,łp/RDN Małopolska