Ciągle czuję zapach ropy. Mamy tu pochodnie zrobione ze starych puszek. Zalewamy je ropą i potem rozświetlają nam drogę. Zawsze wychodzimy na ulice. W każdy piątek jesteśmy w innej dzielnicy. Wszystko jest bardzo proste. Ludzie przed domami przygotowują małe ołtarzyki. Tam się zatrzymujemy, żeby posłuchać rozważania. Krzyż niosą ochotnicy. Duzi i mali, siostry zakonne, staruszkowie. Jest to wysiłek, bo nie jest on wcale taki lekki. Ale chętnych nie brakuje.
Pogodę raczej mamy zawsze dobrą. Jest ciepło, chociaż bywało i tak, że czasem nas zmoczyło. W każdym razie, zawsze robi na mnie wrażenie tutejsze niebo. Jest bardzo dużo gwiazd. Na polskim niebie jest zdecydowanie bardziej skąpo. Nie wiem dlaczego, ale nie mogę się napatrzeć. Pewnie, że w czasie Drogi Krzyżowej patrzę raczej pod nogi, bo nieraz droga jest dobra, ale częściej jednak nie. Dołek na dołku. Stąd dobrze, że są te pochodnie.
Dzisiaj mamy tu też Dzień Dziecka. Jeszcze po południu (jak wróciłem z wioski) pamiętałem, żeby zabrać lizaki. Niestety, potem zapomniałem… Na szczęście po drodze był sklep. W albie, stule oraz z głośnikiem w jednej ręce i rozważaniami w drugiej, kupiłem sześć dużych paczek lizaków. Potem biegiem musiałem gonić z tym wszystkim do ludzi, bo już czekali przy kolejnym domu. Spóźniłem się, ale na koniec nabożeństwa dzieciaki dostały za to po dwa. Mówię, żeby wybaczyli temu „brodatemu”, bo w tym wszystkim, co się dzieje przed Wielkim Tygodniem, zdarza mu się czasem o czymś zapomnieć. Pozdrawiam.
ks. Tomasz Fajt
http://diecezja.tarnow.pl/index.php/wiadomosci/item/6648-wlasnie-wrocilem-z-nabozenstwa-drogi-krzyzowej-korenspondencja-z-boliwii?tmpl=component&print=1#sigProId27b3cf08b3