środa, 04 listopad 2020 20:28

Trzydziestolatki

Napisane przez Ks. Krzysztof Czermak
Trzydziestolatki foto Wydział Misyjny

Kończący się rok 2020 to czas, w którym trójka tarnowskich misjonarzy świętuje 30-lecie swego oddania wobec afrykańskich braci. Przewodzi im kobieta, Ewa Gawin, która już na początku tego roku cieszyła się 30-leciem swej posługi w Kościele w Kamerunie. Ks. Marianowi Pazdanowi czas wybił 30 lat pracy w Republice Konga trzy miesiące temu, a ks. Bogdan Piotrowski 30-lecie misjonarskiego oddania w tym samym kraju obchodzi 5 listopada.

PONAD 30 LAT BICIA SERCA DLA BRACI W KAMERUNIE

W dniu 31 stycznia 1990 roku postawiła po raz pierwszy swą stopę na „ziemi obiecanej”. Tak później w swych listach nazwała kameruńską ziemię, zwłaszcza diecezję Bertoua, gdzie do dnia dzisiejszego spędziła prawie połowę swego życia. Jest to życie zdecydowanie przeżywane dla drugich.

Ponad trzydziestoletni pobyt zwykłej pielęgniarki pani Ewy Gawin na kameruńskiej ziemi, naznaczony jest trzema dziedzinami szczególnego oddania się posłudze czarnym braciom: działalnością na rzecz niepełnosprawnych, głównie dzieci; pomocą osadzonym w więzieniu; oraz inicjatywą zorganizowania, prowadzenia i wybudowania szkoły dla dzieci głuchoniemych w Bertoua.

Zwykła pielęgniarka i koordynatorka

W Kamerunie, zwłaszcza w diecezji Bertoua wszyscy ją znają, wszyscy ją kochają, wielu korzysta z niesionej przez nią dobroci. Utrzymuje liczne kontakty ze zgromadzeniami zakonnymi. To ją ubogaca, ale też pomaga w różnych zadaniach. Są też, niestety, tacy, którzy jej dobroć wykorzystują i zadają rany jej kochającemu sercu. Nie raz już była oszukana i okradziona. Miesiąc temu nawet bardzo.

Na początku, przez cztery lata, pracowała w swym zawodzie jako pielęgniarka w ośrodku zdrowia Nkol-Bikon w Bertoua. Jeździła też po kiepskich drogach do wiosek, by prowadzić zdrowotne konsultacje i szczepić dzieci. Na przebycie 25 km potrzebowała wtedy 2 godziny, dzisiaj tę drogę, samochodem zakupionym dla niej przez diecezję tarnowską, pokonuje w kilka minut. Po czterech latach zaproponowano jej koordynację służbą zdrowia na terenie całej archidiecezji. W latach 1994-1997 koordynowała całą służbą zdrowia w diecezji Bertoua, później przez rok odpowiadała za nią w trzech diecezjach. Miała już wtedy na głowie 29 ośrodków zdrowia, w tym dwa specjalistyczne – dla chorych na gruźlicę i dla niepełnosprawnych ruchowo. Zaopatrywała w leki i szczepionki 25 przychodni diecezjalnych, których w Kamerunie jest ponad 240, dostarczała również lekarstwa do 2 szpitali. Zajęła się też budową ośrodka w Mbitom. Był to właściwie mały kompleks szpitalny z porodówką i domem dla posługujących w nim pielęgniarzy. Pomagała też „dla rozrywki” w budowie kompleksu szkolnego Technikum w Garoua-Boulai, jak i ośrodka zdrowia w Garoua-Boulai, prowadzonego przez s. Józefinę dominikankę – lekarkę. W dziedzinie koordynacji stała się specjalistką i od 2000 roku zaczęła reprezentować całą metropolię w Komisji Episkopatu Kamerunu ds. zdrowia. W 2004 r. wspólnie z br. Armande ze zgromadzenia św. Gabriela założyła centrum alfabetyzacji. Kiedy w 2011 przestała być koordynatorką, oddała się jeszcze więcej pracy z dziećmi i dla nich. Została dyrektorem szkoły dla głuchoniemych. To ją pochłania i choć z dniem 1 stycznia 2020 r. dyrektorstwo oddała siostrom pasjonistkom, wciąż jest blisko swoich ukochanych dzieci, czuwając zwłaszcza nad tymi z internatu. Jest ich sporo, bo 25 chłopców i 24 dziewczynki.

EwaGawin

Szkoła dla „niepotrzebujących” edukacji

Wielka miłość pani Ewy, to dzieci głuchonieme. Kiedy w centrum alfabetyzacji zaczynała z nimi pracę w roku 2006, było zaledwie 4 uczniów. Dzisiaj jest ich ponad 150, w przedziale wiekowym od kilku do kilkunastu lat. Z naborem do szkoły dla dzieci głuchoniemych jest zawsze problem. Rodziny traktują je często jako dzieci drugiego sortu, niepotrzebujące edukacji, przydatne w codziennym życiu tylko na posyłki i do robót domowych. Nie za bardzo rozumieją po co te dzieci kształcić.

Te dotknięte kalectwem słuchu i mowy pochodzą z całego Kamerunu, przybywają nawet z odległości 400 kilometrów. Są wyznawcami różnych religii, pochodzą z różnych plemion, a te przybywające z daleka umieszczane były w tzw. internacie rodzinnym czyli w rodzinach, które już mają swoje dzieci i przyjmują za opłatą również te ze szkoły. Diecezja tarnowska finansowała pobyt owych dzieci w takich domach. To jednak nie zdawało egzaminu. Powstał więc internat w samej szkole, jako rzecz tymczasowa. Kiedyś powstanie osobny budynek. Internatem zajmuje się właśnie pani Ewa, która troszczy się, by dzieci nie były głodne, by dobrze się sprawowały i uzyskały dobre wykształcenie.

Szkoła zaczęła swoje istnienie w 2006 roku mieszcząc się w skromnych pomieszczeniach wspomnianego wyżej centrum. Odwiedzając przed laty tę szkołę można było zobaczyć schludne pomieszczenia, ale kiepskie warunki do pracy. W jednym pomieszczeniu tylko kotara oddzielała dzieci innej klasy. Dobre było jednak i to. Najbliższa o tej specjalności szkoła jest w Yaounde oddalonym od Bertoua 350 km, a inna na północy kraju – 600 km. Państwo nie dotuje szkoły w żadnym calu. Gdy jednak potrzebuje się pochwalić, jaką to szkołę ma Kamerun we wschodniej części kraju, to wie dokładnie, gdzie jej szukać. W 75% szkołę finansuje diecezja tarnowska z funduszu swego diecezjalnego dzieła, ale włączają się również w tę pomoc pojedyncze osoby.

Powolny, ale regularny wzrost wyszukiwanych przez panią Ewę dzieci był naturalnym impulsem do wybudowania szkoły z prawdziwego zdarzenia. Dodajmy, że razem z tymi, którzy już ukończyli szkołę, jest ponad 100 osób. W szkole przebywają nie tylko dzieci głuchonieme, ale też słabo widzące, niepełnosprawne fizycznie, jak i z niedorozwojem umysłowym, czy opóźnione w rozwoju.

Chcąc wybudować dzieciom szkołę, pani Ewa zwróciła się do diecezji tarnowskiej o jej sfinansowanie. W latach 2011-2013 powstały trzy duże projekty, które opiewały na sumę 1 milion 97 tys. zł. Do dnia dzisiejszego diecezja tarnowska z funduszu kolędników misyjnych przekazała na budowę i prowadzenie szkoły ponad 3 mln. zł. Najnowszą, udaną i fachowo przeprowadzoną inwestycją jest oświetlenie szkoły i przy okazji domu mieszkalnego, który jest zapleczem osobowym dla całego dzieła szkoły i internatu. Zainstalował je fachowo pan Piotr Piecuch, rodem z Mielca, który – jako wolontariusz – nie pierwszy raz odwiedził Afrykę. W szkole zostało zamontowanych 36 ogniw fotowoltaicznych (tzw. paneli słonecznych), z których każdy ma moc 260W oraz 12 akumulatorów (24V) o pojemności 2000Ah każdy. Zamontowano też system zabezpieczeń odgromowych oraz system zabezpieczeń przepięciowych na prąd stały i na prąd zmienny, a także nowoczesny system sterowania tzw. falownikiem (inwerterem).

Operacja za operacją

O miłości pani Ewy do najbardziej opuszczonych przez państwo, ale też do wspólnoty i rodziny, mieliśmy możliwość usłyszeć nie jeden raz. Jej działalność ciągle trwa, a dzieci, młodzi i dorośli, których zawozi do szpitali na zabiegi operacyjne oraz zakupuje dla nich protezy i kule, powracają do życia w społeczeństwie. Ona nieustannie ich szuka. 

Praca w ośrodku zdrowia Nkol-Bikon od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, była dla niej czasem pierwszych spotkań z niepełnosprawnymi. Spotykała ich też przy okazji  odwiedzin w wioskach, w dzielnicach Bertoua, czy podczas szczepień. Inni przychodzili sami, dowiadując się np. z radia, bądź od innych chorych, którzy byli prowadzeni przez wspomniany ośrodek zdrowia. Na początku jeszcze nie wiedziała jak pomagać ludziom chromym, o wyschniętych kończynach (choroba polio), słabo widzącym czy głuchoniemym. Teraz już jest doświadczoną „białą Kamerunką”, którą do tamtych ludzi posłał i ciągle posyła Kościół tarnowski. Wie, że na tę wspólnotę wiary, w której sama wzrastała, może liczyć. Pisze więc projekty i z ofiar składanych na misje w diecezji tarnowskiej (i nie tylko) pomaga we wszystkim, co naznaczone jest biedą jej kameruńskich braci. Oprócz diecezji tarnowskiej, która pokrywa koszty w tej dziedzinie w 75%, pomaga jej organizacja holenderska Lilian Fonds, ale też rodziny z Polski, siostry zakonne i księża.

Niepełnosprawność dzieci, której wychodzi naprzeciw pani Ewa, jest różna. Są dzieci z krzywymi nóżkami czy stopkami po urodzeniu. Są dzieci, które były ukrywane w domach żeby świat ich nie widział i nie oskarżył rodziny o czary, które w mentalności afrykańskiej są przyczyną podobnych nieszczęść. Teraz te dzieci, już jako dorośli, przychodzą prosząc o pomoc, szczególnie o operacje. Co do operacji pani Ewa nie prowadzi statystyk. Nie jest to dla niej najważniejsze. Na pewno ponad 500 osób przeszło mniej czy bardziej poważne operacje, a pewnie więcej niż trzy razy tyle zostało poddane reedukacji czy różnym badaniom. Takich, którzy otrzymali aparaty ortopedyczne jest około 800 osób, a kilkadziesiąt cieszy się protezami stałymi, czyli nowym życiem z „kończynami dolnymi”. Pani Ewa zajmuje się też zakupem wózków inwalidzkich. W tym przedsięwzięciu diecezja tarnowska uczestniczy w 90% wydatków. Kilka wózków gratisowo przekazała na jej ręce pewna firma rowerowa z Czchowa. Wśród odbiorców jej dobroci są też więźniowie  i coraz częściej uchodźcy.

Oprócz pomocy niepełnosprawnym podaje pomocną dłoń dzieciom szkolnym, by miały za co kupić podstawowe przybory szkolne i by nie chodziły głodne do szkoły. Kilka lat temu przeprowadziła wielkie przedsięwzięcie, którym ciągle się zajmuje, pozyskania dla dzieci ich aktów urodzenia, bez których w miarę normalna przyszłość dziecka w wielu dziedzinach życia, zwłaszcza edukacyjnej i zdrowotnej, jest niemożliwa.

Dzięki otwartości pani Ewy trzy razy doszło do realizacji projektu „Protetyk słuchu w Afryce”. Jest to wspólne przedsięwzięcie Dzieła Misyjnego Diecezji Tarnowskiej i Fundacji Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio”. Daje on nadzieję na przywrócenie dzieciom z Bertoua normalnego życia. Ostanie dwie realizacje projektu miały miejsce w 2019 i 2020 r. Za ostatnim razem specjaliści przywrócili słuch 76 dzieciom i dopasowali 124 aparaty słuchowe.

Potrzebujący miłości

Kolejny obszar działalności charytatywnej pani Ewy, to posługa więźniom w Bertoua. „Więźniów odwiedzać” – to znany nam i chyba rzadko praktykowany przez nas dobry uczynek wobec innych ludzi. Pani Ewa więźniów nie odwiedza, ona im po prostu posługuje. Jak bowiem inaczej nazwać troskę o zakup leków, o dożywianie – szczególnie chorych na gruźlicę, o zrobienie łóżek dla kobiet i małolatów (tych łóżek już nie ma, bo więźniowie porąbali je i wykorzystali na podpałkę przygotowując jedzenie), o opłatę sądową czy transport po zakończeniu wyroku (to drogo kosztuje i nikt się tym nie zajmuje), o zakup produktów do robienia mydła, zakup klapek, ubrań, oraz worków do robienia toreb (sam taką otrzymałem w prezencie od pani Ewy, produkt godny podziwu, jak na więźniów) czy zakup materacy. Odnośnie do tych ostatnich, to spotykając się z realiami więzienia afrykańskiego, pani Ewa wpadła na pomysł, by ulżyć doli więźnia i przygotować takie materace domowym sposobem, z plastikowych worków po mące. Pod jej okiem, więźniowie (pewnie ci, którzy spalili łóżka) przygotowali sobie materace, wypychając te worki suchą trawą. Do tego jeszcze dochodzi przebudowa kuchni polowej. Warto też wspomnieć o jej trosce duchowej o więźniów, którzy są chrześcijanami. Wyremontowała im kaplicę, łatając pokaźną dziurę w dachu, przemalowała ściany i wymieniła dach, by mogli spokojnie się modlić. W ostatnich dniach dzięki ofiarom z Dzieła Ad Gentes przy Komisji Episkopatu Polski z Warszawy, wyremontowała dwa pomieszczenia, w których będą mogli spać chorzy więźniowie na czystej podłodze.

Swoim więźniom starają się pomagać wyznawcy innych religii jak: muzułmanie, protestanci,  czy przedstawiciele innych Kościołów i sekt. Pani Ewa pomaga wszystkim.

Miałem możliwość wraz z dwiema osobami z naszej diecezji zobaczyć tę instytucję więzienną w Kamerunie od środka. Lepiej nie opisywać warunków, jakie tam panują, bo pewnie nikt nie uwierzy. Obecnie w więzieniu przebywa około 700 osób czyli – jak stwierdza pani Ewa – dwa razy tyle ile powinno ono mieścić.

Całe zaangażowanie pani Ewy w życie Kościoła w Kamerunie to nie zwyczajna troska o chorych, ubogich i niepełnosprawnych, jaką – z różnych pobudek i z różną intencją – podejmuje wielu. To coś zupełnie więcej i o rzadko osiągalnym przez nas współczynniku „życia dla drugich”. Każdy dzień pani Ewy w ciągu ostatnich 30 lat pobytu w Kamerunie to punkt, przez który przechodzą linie elektrokardiogramu wskazującego na zmęczone ze szczęścia serce bijące dla innych miłością.

Pani Ewa Gawin została odznaczona różnymi wyróżnieniami kościelnymi i państwowymi:

- 24 kwietnia 2015 r. wyróżniona złotym medalem Dei Regno Servire – przyznanym przez biskupa tarnowskiego za wyjątkowe zaangażowanie w życiu Kościoła; medal został jej wręczony przez ks. Krzysztofa Czermaka w miejscu jej posługi (Bertoua) w Kamerunie

- 22 czerwca 2015 r. wyróżniona złotym medalem Benemerenti przyznanym przez papieża Franciszka; medal podczas spotkania misjonarzy w Czchowie wręczył jej biskup tarnowski Andrzej Jeż

- 14 listopada 2015 r. otrzymała medal Lumen mundi, przyznany i wręczony przez abpa Stanisława Budzika, metropolitę lubelskiego, podczas jego wizyty w Kamerunie

- 30 grudnia 2016 r. prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda przyznał Ewie Gawin posługującej od stycznia 1990 roku w Bertoua (Kamerun), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, który został jej wręczony 17 sierpnia 2017 r., w dniu wyjścia Tarnowskiej Pielgrzymki na Jasną Górę.

30 LAT W KONGU BRAZZAVILLE KS. MARIANA PAZDANA

W roku 2020 minęło 30 lat posługi w Republice Konga ks. Mariana Pazdana. Wyjechał tam w październiku 1985 roku, ale przez pięć lat (X 1997-IX 2002) duszpasterzował w Belgii.

Nikt z tarnowskich misjonarzy w Kongu nie podejmował się głoszenia Dobrej Nowiny aż w sześciu parafiach, owszem w Republice Środkowoafrykańskiej dokonał podobnego wyczynu ks. Marek Muszyński. Nikt jednak nie założył tyle nowych parafii w Afryce, co ks. Marian.

Misje w prawdziwym buszu

Ks. Marian, po kilkumiesięcznym zaprawianiu się w Loubomo do misjonarskiego dzieła, w kwietniu 1986 roku przybył do wspólnoty leżącej w buszu w Divénié, którą prowadził ksiądz francuski i kongijski. Wkrótce został tu proboszczem, a po kilku miesiącach dołączył do niego ks. Jan Kudłacz zastępując dotychczasowych duszpasterzy jako wikariusz. Była to misja położona w prawdziwym buszu, oddalona od miasta o 230 km. Jej obszar zamieszkiwało około 30 tys. ludzi w ponad 50 wioskach, z czego 10 tys. było ochrzczonych. W tych wioskach powstawały wznoszone przez ks. Mariana i jego kolegę misjonarza kaplice, których budulcem były zarówno deski, cegła palona, jak i suszona glina.

Zaraz po przybyciu z wrodzonym sobie entuzjazmem podjął misyjną pracę. Wtedy też pisał do tarnowskich diecezjan: „Pierwszą moją wyprawę misyjną do 7 wiosek zrobiłem pieszo, bo most na dużej rzece jest zepsuty. Przez 7 dni, często w pełnym słońcu przeszedłem 110 km. Wróciłem zmęczony, lecz zadowolony! Wierni przyjmowali mnie serdecznie, tym bardziej, gdy im powiedziałem, że jestem z tego samego kraju, co Papież, bo gdzie się znajduje Polska, to nikt nie wie, nawet uczniowie z dziesiątej klasy”.

W 1995 r. odszedł z Divénié i przeniósł się do Nyanga, również w buszu, gdzie w 1996 r. przejął probostwo po ks. Janie Kudłaczu. W październiku 1997 roku musiał opuścić Kongo z powodu zaostrzającej się wojny domowej, której przejawy były bardzo drastyczne i której ofiarą rok później padł nasz tarnowski ksiądz Jan Czuba. Po przybyciu do Europy kolejnych pięć lat swojej kapłańskiej posługi poświęcił Kościołowi w Belgii. Ale na swojej skórze doświadczył prawdy w powiedzeniu, że „ciągnie wilka do lasu”. Powrócił więc do Konga, do tej samej parafii, z której wyjechał, do Nyanga. Misja ta w wyniku wojny domowej poniosła dotkliwe starty moralne i materialne. Zadanie, jakie sobie wyznaczył, to postawić ją na nogi.

Ks. Marian przez swój powrót stał się kroplą mleka w kawie, którą stanowili księża kongijscy. Był wtedy już jedynym białym księdzem w diecezji Nkayi zatrudnionym w duszpasterstwie. W Nyanga nie pozostał długo, ale takie były jego misjonarskie plany. Po dwóch latach, które minęły od  powrotu do Konga, poprosił biskupa, by mu pozwolił przenieść się do Kibangou, aby tam, również w buszu, utworzyć nową misję pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Niełatwe to było zadanie być samemu na obszarze 8 tys. km2. Przeniósł się tam we wrześniu 2004 roku. Zastał kaplicę z zakrystią, a więc – jak sam pisał – miał gdzie modlić się i zamieszkać. Również tutaj nie oszczędzał się w swoim misyjnym oddaniu. Tu – między innymi – za ofiary (110 tys. zł) zebrane przez kolędników misyjnych wybudował „Inzo ya luzolo” („Dom miłości”). To dość duży obiekt (26x10 m) o przeznaczeniu ewangelizacyjno-socjalnym.

Wiedziony kultem Bożego Miłosierdzia

Już jednak w Kibangou myślał o następnym miejscu swej posługi, którym miało być i stało się Louvakou, gdzie przybył w październiku 2007 roku. Tu od początku przyświecała mu idea kultu miłosierdzia Bożego i budowy sanktuarium dla szerzenia tego kultu, co dojrzewało w nim już wcześniej. Jego zapał misyjny przybierał konkretne kształty i zaznaczał się w życiu miejscowego Kościoła. Już 10 maja 2009 roku miejscowy biskup Daniel Mizonzo poświęcił kamień węgielny pod budowę sanktuarium. Motywował do pracy ludzi, z którymi do połowy października zdołał wypalić 20 tys. cegły różnej wielkości. Na przestrzeni niecałych pięciu lat stanął w Louvakou nowy kościół. Ks. Marian całe swoje urlopy w Polsce poświęcał na zbieranie ofiar na budowę. Dzisiaj wiemy, że 85% funduszy pochodzi z diecezji tarnowskiej. Trzeba też dodać, że posiada on dzwon powieszony na osobnej dzwonnicy. Jest to fundacja ks. Jerzego Rudnika, byłego proboszcza w Uszwi. Konsekracji kościoła dokonał biskup tarnowski Andrzej Jeż 23 lutego 2014 roku. Konsekracja nowego i pierwszego kościoła pw. Miłosierdzia Bożego na kongijskiej ziemi, nie należała do wydarzeń codziennych. Przybyli na nią do Louvakou wszyscy biskupi kongijscy z nuncjuszem apostolskim w tym kraju, którym jest Polak Jan Romeo Pawłowski. Eucharystię koncelebrowało niemal 40 kapłanów kongijskich, dwóch naszych misjonarzy i  trzech księży z Tarnowa przybyłych z biskupem Andrzejem. Obecne były również trzy siostry polskie pracujące od wielu lat w Kongu (dwie józefitki i jedna franciszkanka misjonarka Maryi), wiele osób z rządu, przewodniczący (marszałek) parlamentu Republiki Konga i około 1500 wiernych przybyłych nieraz z oddalonych miejsc diecezji. Przemieszczali się oni na piechotę, przybywali ciężarówkami lub innymi samochodami służącymi do przewozu rzeczy. Plac przed kościołem w noc przed uroczystością zamienił się w wielką sypialnię.

Podczas ceremonii zostały uroczyście zainstalowane przez arcybiskupa Brazzaville Anatola Milandou relikwie św. Faustyny, które z sanktuarium w Łagiewnikach dla nowego kościoła na kongijskiej ziemi przekazał biskup Andrzej. Msza św. trwała trzy i pół godziny. Na jej zakończenie biskup tarnowski odznaczył ks. Mariana tytułem kanonika gremialnego kapituły katedralnej w Tarnowie. Rok po tej uroczystości ks. Marian miał okazję przeżywać jej pierwszą rocznicę w obecności bp. Jana Piotrowskiego, który podczas swej wizyty w Kongu odwiedził również miejsca związane z pracą ks. Mariana. Ten zaś bardzo ucieszył się z odwiedzin swego kolegi, z którym w 1985 stawiał pierwsze kroki na kongijskiej ziemi.

Trzeba też dodać, że w samym Louvakou, podobnie jak w Kibangou, ks. Marian zrealizował projekt kolędników misyjnych – dom dla dzieci „Inzo ya kilengi” („Dom radości”), na który otrzymał z Tarnowa ponad 242 tys. zł.

Ks. Marian Pazdan 2

Wreszcie nie w buszu

Musimy otwarcie przyznać, że choć intencją ks. Mariana było wybudowanie sanktuarium Bożego Miłosierdzia, to formalnie biskup do tej pory nie potwierdził tego dekretem. Miejmy nadzieję, że to nastąpi. Kiedy ks. Marian Pazdan przystępował do budowy przyszłego sanktuarium w Louvakou, chyba nikt nie przypuszczał, że nie będzie to ostatnie jego dzieło na kongijskiej ziemi. Ks. Marian był wtedy najstarszym „Kongijczykiem” pośród tarnowskich misjonarzy. Biorąc jednak pod uwagę liczbę lat spędzonych w Kongu, dorównuje mu w tym ks. Bogdan Piotrowski, choć jakieś miesiące przemawiają na korzyść ks. Mariana. Trzeba też pamiętać, że ks. Marian jest jedynym misjonarzem tarnowskim w Kongu, który swoją obecnością i oddaną posługą naznaczył sześć różnych parafii (również powracając do nich – przypadek Nyangi). Wszystkie one mieszczą się w granicach obecnej diecezji Dolisie. W nich pozostawił materialne struktury swoim następcom dla rozwoju wspólnot chrześcijańskich, niemal wszędzie budując czy powiększając kościoły, a cztery z nich były właściwie tworzone przez niego od podstaw.

Ostatnią z tych czterech jest parafia pw. św. Jana Pawła II w Dolisie, mieście liczącym około 80 tys. ludzi, stolicy diecezji o tej samej nazwie. Są w nim cztery wspólnoty parafialne, a ks. Marian nową parafię utworzył w dzielnicy Gaïa liczącej około 15 tys. mieszkańców, z których około 2 tys. jest katolikami. W perspektywie podjęcia decyzji o zakończeniu swej posługi w Louvakou, zaproponował swojemu biskupowi, że mógłby się podjąć nowego wyzwania i utworzyć nową wspólnotę parafialną. Odpowiedź była oczywiście pozytywna. Ks. Marian podjął się tej budowy, bo był przekonany, że jest to obowiązkiem księdza polskiego oddać hołd naszemu wielkiemu rodakowi papieżowi, który kochał Afrykę i którego Afryka kochała.

Misjonarz miał do dyspozycji niewielka parcelę. Były na niej mury przewidziane na dom księży emerytów (ci emeryci zaczynają się dopiero pojawiać, bo Kościół kongijski jest młody) i stara zniszczona kaplica. Zaczął więc dojeżdżać z robotnikami z Louvakou, by z owego domu utworzyć plebanię, aby móc gdzie zamieszkać. W tym czasie diecezja tarnowska pospieszyła mu z pomocą, przeznaczając dzięki kolędnikom misyjnym środki (49 tys. euro) na dom katechetyczny o wymiarach 34m długości i 10m szerokości, nazwany „Inzo ya mayele” („Dom wiedzy”). Dom ten, z zamierzenia budowany bez ścian przedziałowych, na jakiś czas miał spełniać funkcję kościoła przy tworzącej się parafii. Tak też się zaczęło 26 września 2015 r.

Od początku 2017 roku ruszyła budowa kościoła. Wybudowany już, przypomina ten z Louvakou, choć jest wyższy i ma dwie wieże. Ks. Marian wydał na jego budowę dużo zorganizowanych przez siebie pieniędzy, w tym ponad 52 tys. euro (na tym nie koniec) otrzymał z diecezji tarnowskiej z funduszu DMDT. Kościół, choć jeszcze nie konsekrowany, to jednak jako poświęcony, zaczął przyjmować wiernych od Wielkanocy 2019 roku. Dokładnie w Wigilię Paschalną biskup Bienvenu Manamika dokonał aktu poświęcenia. To budynek o wymiarach 36m długości i 18m szerokości, trzynawowy, kryty blachą, zbudowany z cegły palonej, na żelbetonowych fundamentach i słupach. Jest on chyba jedną z piękniejszych świątyń w Kongu.

Warto wiedzieć, że jeszcze przed rozpoczęciem życia parafii, które miało miejsce we wrześniu 2015 r., ks. Marian nabył rzadką i groźną chorobę o francuskiej nazwie l'urcel de burulu. Polegała ona na niegojącej się ranie na ręce. To zjawisko trwało na przełomie 2015 i 2016 roku, od marca do marca. Dzięki dobrej radzie s. Noemi, józefitki pracującej wśród trędowatych w Brazzaville, przyjął 60 zastrzyków. Po ranie pozostał bardzo trwały ślad, ale została ona wyleczona, co ks. Marian przypisuje wstawiennictwu Jana Pawła II, do którego się modlił.

30 LAT W KONGU BRAZZAVILLE KS. BOGDANA PIOTROWSKIEGO

Dnia 5 listopada 2020 r. mija 30 lat od dnia, w którym ks. Bogdan Piotrowski przybył do Republiki Konga. Pozostaje w nim nieprzerwanie, a od kilku lat wprowadza najmłodszych „tarnowiaków” w realia kongijskiej rzeczywistości.

W diecezji Kinkala

Ks. Bogdan przybył do Konga w listopadzie 1990 roku i podjął swą misję na południu kraju, jako wikariusz parafii Mindouli w diecezji Brazzaville, gdzie proboszczem był ks. Stanisław Łacny (1979-1998). Ks. Bogdan, pozostając tu do września 1994 roku, podejmował swe pierwsze wysiłki ewangelizacyjne, a jednocześnie żywo uczestniczył, wraz z kolegą wikariuszem ks. Janem Czubą, w budowie plebanii i dużego domu duszpasterskiego, gdzie nasi księża urządzili aptekę. Ks. Bogdan zatroszczył się również o zbudowanie wodociągu wody pitnej dla mieszkańców misji, co stanowiło dla nich niewątpliwy skarb.

We wrześniu 1994 roku ks. Bogdan (wraz z ks. Janem Czubą) przeniósł się do pobliskiego Loulombo, gdzie jako wikariusz pracował przez dwa lata. Tu zawiązała się przyjaźń z księdzem Janem, która później, w bolesnych wydarzeniach związanych z jego męczeńską śmiercią, da swój szlachetny wyraz. To ks. Bogdan w trudnych warunkach rebelii organizował grób dla swojego kolegi, przesyłając elementy nagrobka koleją z Brazzaville oddalonego od Loulombo niemal 200 km. Po zniszczeniu misji i kościoła w czasie rebelii, nieprzerwanie troszczył się o jej wygląd, który przynajmniej nawiązywałby do stanu pierwotnego. Ks. Bogdan organizował również uroczystość poświęcenia grobu, a potem też żywo uczestniczył w wizytach biskupów: Wiktora, Andrzeja, Wiesława, Jana, a ostatnio (grudzień 2018) Leszka.

W grudniu 1996 roku ks. Bogdan został proboszczem w niedalekim Missafou, gdzie dojeżdżał już wcześniej. Pracując tu do września 1998 roku, wybudował dom parafialny oraz mieszkalny dla sióstr, powiększył i wykończył plebanię, która w pierwotnej formie była dziełem ks. Józefa Smolenia (on też zorganizował tu aptekę), oraz dokonał rekonstrukcji kościoła. Podczas swego duszpasterzowania w Missafou  obsługiwał 10 wiosek z kaplicami, na terenie których mieszkało około 16 tys. mieszkańców. W Louengo, gdzie dojeżdżał, wybudował kaplicę.

W samym Brazzaville

Praktycznie od sierpnia 1997 roku jest proboszczem w Brazzaville. Początkowo dojeżdżał z Missafou. Przeżył on w Kongu wszystkie cztery odsłony wojny domowej między 1992 a 2003 rokiem, w tym trzy ostatnie ze swymi parafianami z Brazzaville. Widać, że parafia jest przez niego urobiona pod każdym względem.

Specyfiką afrykańskiej parafii jest to, iż jest ona „wspólnotą wspólnot”. Na liście parafii ks. Bogdana w Brazzaville widnieje ich aż 35. Najliczniejsze grupy stanowią członkowie wspólnoty charytatywnej św. Wincentego a Paulo (ponad 250 osób), św. Rity oraz tzw. Schola Ludowa (po 150 osób). Przy ołtarzu służy 40 ministrantów i około 30 dziewcząt pełniących tę samą rolę. Godnym zauważenia jest przede wszystkim to, że na mszy św. w dzień powszedni gromadzi się nieraz aż 500 osób.

Gdy ks. Bogdan obejmował tę parafię, nosiła ona wezwanie Jezusa Zmartwychwstałego. Rozwijając jednak kult Miłosierdzia Bożego, poprosił w 2008 roku miejscowego biskupa o poszerzenie wezwania parafii o „Boże Miłosierdzie”. Już w grudniu 2007 roku został poświęcony i umieszczony w kościele obraz Pana Jezusa Miłosiernego (temu obrazowi towarzyszą nieco mniejszej wielkości obrazy św. Faustyny i św. Jana Pawła II).

Ks. Bogdan zatroszczył się o relikwie św. Faustyny, które miałem szczęście po raz pierwszy uroczyście wnieść do kościoła w kwietniową niedzielę 2013 roku. Od tej pamiętnej chwili służą one rozwijaniu kultu Miłosierdzia Bożego. Można bez wątpienia powiedzieć, że to właśnie w tym kościele zaczął się kult Miłosierdzia Bożego w Republice Konga. Oby dotknął wszystkich jego zakątków. Bractwo Miłosierdzia zorganizowane prze ks. Bogdana liczy już kilkadziesiąt osób.

W parafii, dzięki ks. Bogdanowi, istnieje również kult bł. Karoliny Kózkówny. W ołtarzu kościoła znajdują się jej relikwie. Jedna z sal katechetycznych nosi imię naszej błogosławionej. Nie brakuje też relikwii św. Jana Pawła II.

Dla ożywienia kultu maryjnego ks. Bogdan wybudował grotę Matki Bożej, gdzie ludzie przychodzą się modlić.

Ks. Bogdan ma również w Brazzaville swoje sukcesy budowlane. Dobudował piętro nad parterem pierwotnej plebanii. Zakupił też parcelę i wybudował na niej dom dla sióstr. Odbudował kościół i plebanię po zniszczeniach wojennych, a także po potężnym wybuchu składu amunicji w marcu 2012 r.

Jednym z ważniejszych przedsięwzięć ks. Bogdana jest zrealizowanie projektu szkolnego. W dniu 22 października 2013 roku nuncjusz apostolski w Republice Konga, Polak Jan Romeo Pawłowski poświęcił przy parafii nowy budynek przeznaczony do nauki szkolnej i religii. W nim sale na pierwszym piętrze zostały sfinansowane przez kolędników misyjnych 2012 r. Powiększyło to rozmiary istniejącej już szkoły przyparafialnej, która mieści się w dwóch budynkach. Obecnie pobiera w niej naukę 370 dzieci w szkole podstawowej i 60 w college’u. Kilkanaście dzieci z tej szkoły otrzymało chrzest w lutym 2014 z rąk biskupa tarnowskiego Andrzeja. Obecnie również realizuje projekt kolędniczy mający na celu zwiększenie sal szkolnych.

Trzeba też wspomnieć, że dzięki pomocy diecezji tarnowskiej ks. Bogdan przerobił dwie sale parafialne na potrzeby centrum formacji komputerowej. W dniu 25 maja 2007 roku miało miejsce jego otwarcie przez polskiego ambasadora rezydującego wtedy po drugiej stronie rzeki Kongo w Kinszasie. Powstała też biblioteka, centrum medyczne i duża sala przy parafii, sfinansowane przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, kiedy jeszcze za dobrych czasów prawicowy Rząd Polski przydzielał takie subsydia misjonarzom polskim, uznając ich za ambasadorów polskiej kultury. Rokrocznie w parafii, nieprzerwanie od 2006 roku, ks. Bogdan realizuje projekt dotyczący formacji katechistów oraz  dzieci z grupy Yambote, przeżywających swą formację podczas turnusu wakacyjnego na wyjeździe (nazwalibyśmy to naszą „oazą”).

Warto też dodać, że ks. Bogdan od 2008 roku jest dziekanem dekanatu Brazzaville Północ, a w latach 2001-2011 pełnił odpowiedzialną rolę ekonoma archidiecezji.

To wszystko, co stanowi misyjny zapał ks. Bogdana, to świadectwo przeżywania wiary. My więc módlmy się, by ono do nas przemówiło i umocniło naszą wiarę, która z kolei – jak nauczał św. Jan Paweł II – „umacnia się, gdy jest przekazywana”.

           Ks. Krzysztof Czermak

Ks. Bogdan Piotrowski 2

Ostatnio zmieniany niedziela, 08 listopad 2020 21:54

Szukaj w serwisie

Search - K2 Improved Search Plugin by Offlajn
Przeszukuj - Kategorie
Przeszukuj - Kontakty
Przeszukuj - Artykuły
Przeszukuj - Doniesienia
Przeszukuj - Tagi

Nowości w serwisie

logo DT 300

ADRES: KURIA DIECEZJALNA

33-100 Tarnów, ul. Piłsudskiego 6
tel. centrala 14-63-17-300, fax 14-63-17-309
e-mail:kuria(at)diecezja.tarnow.pl

Administrator danych osobowych informuje, że wszystkie dane osobowe na stronie internetowej diecezji tarnowskiej umieszczone zostały za zgodą osób, których dane dotyczą lub umieszczone są na podstawie prawa.

Polityka prywatności serwisu Diecezji Tarnowskiej

 

Please publish modules in offcanvas position.

INFORMACJA DOTYCZĄCA PLIKÓW COOKIES
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszym serwisie, dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies. Czytaj więcej Polityka prywatności Informację cookies strony internetowej zapewnia diecezja.tarnow.pl